Reakcja na straty podczas inwestycji
Strona 1 z 1
Reakcja na straty podczas inwestycji
Nie od dziś wiadomo, że w ostatniej fazie hossy (na dowolnym rynku) do gry przystępują najwięksi amatorzy i dyletanci.
Wśród nich, wielu jest takich, którzy na samym początku nie chcieli wejść na rynek – bojąc się ryzyka z nim związanego. Później byli biernymi odbiorcami panującej wokół „gorączki złota”. By w końcu podjąć decyzję na zasadzie – „skoro zarobił Zdzisiek spod „3”, a pani Bożenka w pracy już od roku zyskuje w akcyjnych, to chyba nie ma tu większego ryzyka”. Ot i cała głęboka analiza.
Następuje transakcja kupna. W dość krótkim czasie mamy szczyt i załamanie. Załamanie, za które w powszechnym mniemaniu odpowiedzialni mają być niedoświadczeni indywidualni, choć z licznych badań wynika, że za tłumną wyprzedażą akcji w początkowym okresie stoją przede wszystkim inwestorzy instytucjonalni (o tym tekst w przyszłości).
Co robią wówczas indywidualni, zwłaszcza ci najbardziej niedoświadczeni? Boją się. To jest główna emocja, która w tej chwili rządzi ich zachowaniem. W pierwszym etapie można powiedzieć, że doświadczają czegoś, co można nazwać odpowiednikiem akinezji u zwierząt – które w sytuacji zagrożenia nieruchomieją, sparaliżowane strachem.
Niedoświadczony inwestor jest sparaliżowany i nie wie co zrobić. Wie jedno – nie chce stracić. Dookoła słyszy uspokajania, że wkrótce wszystko wróci do normy. Parę sloganów o długoterminowym horyzoncie inwestycji i podobne. I nic z tego wszystkiego nie rozumie. Zaczyna poszukiwać wypowiedzi ekspertów, wybierając wyłącznie te, które potwierdzają, żeby nie sprzedawać - „przecież strata jest dopiero wirtualna”.
W miarę, gdy straty się powiększają (co jakiś czas nadzieje na ich odrobienie podsycane są niewielkimi korektami wzrostowymi) przyzwyczaja się do swojej sytuacji. Zaczyna akceptować stratę. Ale nie na tyle, by z nią zerwać. Raczej racjonalizuje powody jej utrzymywania. Wydaje mu się, że więcej już spaść nie może (w tym momencie strata często wynosi między 20-40%). Czeka, zaś rynek się osuwa coraz bardziej odsuwając w czasie nadzieję na odrobienie zysku. W końcu następuje pewien punkt, poniżej którego nie jest w stanie zaakceptować straty. I sprzedaje – po wielu miesiącach lub latach, ze stratą grubo przewyższającą pierwotne założenia.
Powyższą historia (bardzo typowa) składa się z czterech faz:
fazy paraliżu
fazy złudzeń „może odbije”
fazy przyzwyczajenia
fazy rezygnacji
Ponieważ na rynku są setki uczestników, każdy z nich znajduje się w innym momencie tych czterech faz. Gdyby je narysować na wykresie - obejmują całę bessę. Ostatnia faza - rezygnacji, bywa długa. Wówczas następuje powolne wykruszanie się tych, którzy stracili nadzieję na jakiekolwiek odbicie. To zwykle jest też końcówka bessy.
Podczas niedawnego wykładu w Szkole Głównej Handlowej „Psychologia inwestora giełdowego”, organizowanego przez DM BOŚ poprosiłem przypadkowego uczestnika, by spróbował określić np. w skali od 1 do 10 dwa rodzaje własnych emocji związanych z inwestowaniem.
Zainteresowani Czytelnicy mogą spróbować zrobić teraz to samo.
Najpierw proszę określić w skali od 1 do 10 satysfakcję z zyskownej transakcji
zysk +10% ….
zysk +20% ….
zysk +30% ….
zysk +40% ….
zysk +50% ….
W drugim etapie proszę określić w skali od -1 do –10 poziom stresu (niezadowolenia) związanego ze stratną transakcją:
strata -10% ….
strata -20% ….
strata -30% ….
strata -40% ….
strata -50% ….
Teraz każdy może spróbować nanieść swoje wyniki na oś współrzędnych
Prawdopodobnie w większości wypadków wynik będzie następujący:
Co wynika z tego wykresu? Ano rzecz bardzo oczywista – przeżywanie stresu ma na nas znacznie większy wpływ, niż przeżywane przyjemności. W przypadku inwestora giełdowego radość z zarobku 40% jest znacznie niższa, niż stres związany z 40% stratą. Ponadto radość z coraz większych zysków rośnie słabiej, niż niezadowolenie z coraz większych strat.
Powyższy wykres przedstawiany jest jako ilustracja teorii perspektywy stworzonej przez Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego, która w dużym skrócie próbuje wyjaśnić zachowania ludzi w warunkach ryzyka.
Dla nas w kontekście dzisiejszych sensacyjnych doniesień Pulsu Biznesu jest o tyle ważny, że pozwala zrozumieć dlaczego wycofywanie się ludzi z inwestycji ryzykownych (w funduszach inwestycyjnych) nie jest specjalnie zaskakujące, nawet mimo „poprawy sytuacji na giełdzie” – jeśli za taką uznać kosmetyczny wzrost indeksów akcji w marcu.
Od lipca ubiegłego roku fundusze akcji straciły 20% ,30%, a niektóre więcej. Klienci – zwłaszcza ci niedoświadczeni – mają dosyć. Marcowe wzrosty rzędu 1-2% nie są w stanie zmienić ich negatywnego nastroju. Wielu z nich doszło do swojego „progu bólu”. Wielu dopiero zastanawia się co zrobić. Nawet niewielkie zwyżki mogą wykorzystywać do tego by zakończyć swoje inwestycje i uwolnić się od stresu z nimi związanymi. Spora część nigdy nie wróci już na rynek. Inni wrócą – niewykluczone, że znów przy okazji hossy. W ostatnich tygodniach dostali cenną naukę – o rynku, ale i o sobie samych. Czy będą potrafili z niej skorzystać?
autor G.Zalewski
Wśród nich, wielu jest takich, którzy na samym początku nie chcieli wejść na rynek – bojąc się ryzyka z nim związanego. Później byli biernymi odbiorcami panującej wokół „gorączki złota”. By w końcu podjąć decyzję na zasadzie – „skoro zarobił Zdzisiek spod „3”, a pani Bożenka w pracy już od roku zyskuje w akcyjnych, to chyba nie ma tu większego ryzyka”. Ot i cała głęboka analiza.
Następuje transakcja kupna. W dość krótkim czasie mamy szczyt i załamanie. Załamanie, za które w powszechnym mniemaniu odpowiedzialni mają być niedoświadczeni indywidualni, choć z licznych badań wynika, że za tłumną wyprzedażą akcji w początkowym okresie stoją przede wszystkim inwestorzy instytucjonalni (o tym tekst w przyszłości).
Co robią wówczas indywidualni, zwłaszcza ci najbardziej niedoświadczeni? Boją się. To jest główna emocja, która w tej chwili rządzi ich zachowaniem. W pierwszym etapie można powiedzieć, że doświadczają czegoś, co można nazwać odpowiednikiem akinezji u zwierząt – które w sytuacji zagrożenia nieruchomieją, sparaliżowane strachem.
Niedoświadczony inwestor jest sparaliżowany i nie wie co zrobić. Wie jedno – nie chce stracić. Dookoła słyszy uspokajania, że wkrótce wszystko wróci do normy. Parę sloganów o długoterminowym horyzoncie inwestycji i podobne. I nic z tego wszystkiego nie rozumie. Zaczyna poszukiwać wypowiedzi ekspertów, wybierając wyłącznie te, które potwierdzają, żeby nie sprzedawać - „przecież strata jest dopiero wirtualna”.
W miarę, gdy straty się powiększają (co jakiś czas nadzieje na ich odrobienie podsycane są niewielkimi korektami wzrostowymi) przyzwyczaja się do swojej sytuacji. Zaczyna akceptować stratę. Ale nie na tyle, by z nią zerwać. Raczej racjonalizuje powody jej utrzymywania. Wydaje mu się, że więcej już spaść nie może (w tym momencie strata często wynosi między 20-40%). Czeka, zaś rynek się osuwa coraz bardziej odsuwając w czasie nadzieję na odrobienie zysku. W końcu następuje pewien punkt, poniżej którego nie jest w stanie zaakceptować straty. I sprzedaje – po wielu miesiącach lub latach, ze stratą grubo przewyższającą pierwotne założenia.
Powyższą historia (bardzo typowa) składa się z czterech faz:
fazy paraliżu
fazy złudzeń „może odbije”
fazy przyzwyczajenia
fazy rezygnacji
Ponieważ na rynku są setki uczestników, każdy z nich znajduje się w innym momencie tych czterech faz. Gdyby je narysować na wykresie - obejmują całę bessę. Ostatnia faza - rezygnacji, bywa długa. Wówczas następuje powolne wykruszanie się tych, którzy stracili nadzieję na jakiekolwiek odbicie. To zwykle jest też końcówka bessy.
Podczas niedawnego wykładu w Szkole Głównej Handlowej „Psychologia inwestora giełdowego”, organizowanego przez DM BOŚ poprosiłem przypadkowego uczestnika, by spróbował określić np. w skali od 1 do 10 dwa rodzaje własnych emocji związanych z inwestowaniem.
Zainteresowani Czytelnicy mogą spróbować zrobić teraz to samo.
Najpierw proszę określić w skali od 1 do 10 satysfakcję z zyskownej transakcji
zysk +10% ….
zysk +20% ….
zysk +30% ….
zysk +40% ….
zysk +50% ….
W drugim etapie proszę określić w skali od -1 do –10 poziom stresu (niezadowolenia) związanego ze stratną transakcją:
strata -10% ….
strata -20% ….
strata -30% ….
strata -40% ….
strata -50% ….
Teraz każdy może spróbować nanieść swoje wyniki na oś współrzędnych
Prawdopodobnie w większości wypadków wynik będzie następujący:
Co wynika z tego wykresu? Ano rzecz bardzo oczywista – przeżywanie stresu ma na nas znacznie większy wpływ, niż przeżywane przyjemności. W przypadku inwestora giełdowego radość z zarobku 40% jest znacznie niższa, niż stres związany z 40% stratą. Ponadto radość z coraz większych zysków rośnie słabiej, niż niezadowolenie z coraz większych strat.
Powyższy wykres przedstawiany jest jako ilustracja teorii perspektywy stworzonej przez Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego, która w dużym skrócie próbuje wyjaśnić zachowania ludzi w warunkach ryzyka.
Dla nas w kontekście dzisiejszych sensacyjnych doniesień Pulsu Biznesu jest o tyle ważny, że pozwala zrozumieć dlaczego wycofywanie się ludzi z inwestycji ryzykownych (w funduszach inwestycyjnych) nie jest specjalnie zaskakujące, nawet mimo „poprawy sytuacji na giełdzie” – jeśli za taką uznać kosmetyczny wzrost indeksów akcji w marcu.
Od lipca ubiegłego roku fundusze akcji straciły 20% ,30%, a niektóre więcej. Klienci – zwłaszcza ci niedoświadczeni – mają dosyć. Marcowe wzrosty rzędu 1-2% nie są w stanie zmienić ich negatywnego nastroju. Wielu z nich doszło do swojego „progu bólu”. Wielu dopiero zastanawia się co zrobić. Nawet niewielkie zwyżki mogą wykorzystywać do tego by zakończyć swoje inwestycje i uwolnić się od stresu z nimi związanymi. Spora część nigdy nie wróci już na rynek. Inni wrócą – niewykluczone, że znów przy okazji hossy. W ostatnich tygodniach dostali cenną naukę – o rynku, ale i o sobie samych. Czy będą potrafili z niej skorzystać?
autor G.Zalewski
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach